poniedziałek, 27 maja 2019

List do Mamy III

Kochana Moja,

Dziś Twoje urodziny, sześćdziesiąte pierwsze.
Gdy ostatni raz świętowałyśmy razem to były dwie piątki.
Pięćdziesiąt pięć lat, tyle już zawsze będziesz miała dla mnie .
Wiecznie młoda.

Wiesz Mamo, to mój ostatni list w tym miejscu.
Postanowiłam, że czas zamknąć pewien etap.
A raczej ktoś postanowił za mnie.

Wczoraj był Dzień Mamy, tak trudny i bolesny od kilku lat.
Został już jednak odczarowany za sprawą pewnego rezolutnego chłopca.
Ten chłopiec ma sześć miesięcy i dwa zęby.
Śpi właśnie w łóżeczku obok, a ja korzystam z okazji i piszę ten list.

Jestem Mamą.

Nawet nie umiem ubrać w słowa jakie to piękne uczucie.
I choć cały czas tęsknię za Tobą, a nawet bardziej niż zwykle,
to wiesz Mamo... jestem szczęśliwa.
W końcu.
Znowu.

Ten mały człowiek, którego nosiłam pod sercem, sprawił,
że wyszłam z mroku, w którym tkwiłam od Twojej śmierci.
Czuję się jak nowo narodzona.
Już nie zasłaniam całymi dniami rolet w oknach,
już nie wolę deszczu.

Wybieram słońce,
wybieram radość,
wybieram życie.

Tak dobrze znam kruchość i nieprzewidywalność tego życia.
Wiem, że w sekundzie może się skończyć to szczęście.
I dlatego właśnie, że jestem tego świadoma,
to nie chcę tracić czasu na smutek i złość.
Chcę się cieszyć życiem.
Chcę się cieszyć moim dzieckiem, moją małą rodziną,
którą stworzyłam i z której jestem tak dumna.

Za mną długi proces żałoby,
wiele lat smutku, żalu i wściekłości.
Kończę z tym.

W moim sercu i w moich myślach
jesteście cały czas.
Ty i maleńka O., gwiazdeczka cioci kochana.
Nie chcę już jednak marnować dłużej życia na żal.
Chcę pięknego i beztroskiego dzieciństwa dla mojego synka.
Ma widzieć mamę silną i szczęśliwą, bo właśnie taką mamą mnie uczynił.

Żałuję bardzo, że Cię tu nie ma, Mamo.
Że nie możesz się cieszyć wnukami.
Być mi wsparciem w macierzyństwie.

Mimo wszystko czuję, że tu jesteś.
W jakiś magiczny sposób czuwasz.

I nigdy mnie nie opuścisz.


Kocham Cię i tęsknię,
Twoja córka jedyna.

poniedziałek, 25 września 2017

O Gwiazdce z Nieba, co spadła tylko na chwilę

Gdy myślę teraz o Niej, to widzę niebieską góralską spódniczkę.
Tak widziałam Ją po raz ostatni.
Była piękna.
Nie mogłam się na Nią napatrzeć.
Wyglądała zdrowo i silnie.

I pięknie, po prostu pięknie.

Potem oglądałyśmy razem bajki.
Na Jej ukochanym tableciku.
Zapytała: "Mogę do Ciebie przyjechać, ciociu?"
Odpowiedziałam, że jasne, kiedy tylko chce.
"Piątek, dobra?"
Dobrze, kochanie.

Miało być nasze ulubione playdoh.
Makaron z dodatkami wychodził nam najlepiej.
Ale miała nowy zestaw, hamburgery,
"Hambuksy, wiesz ciociu?"
Miałyśmy się pobawić.
W piątek.

Nie zdążyłyśmy,

W czwartek wieczorem zasnęła na zawsze.
A ja wciąż czekam i liczę, że to kolejny okrutny sen w tej rodzinie.
Że ta Mała Smerfetka obudzi się w końcu
i przyjedzie do mnie.
I zrobimy te hambuksy.
A mój M. zrobi dla niej rosołek.
Jej ulubioną zupę.

"Wujek umie robić rosołek, prawda ciociu?"

W moim sercu kolejna wyrwa.

Patrzę na niebieski wałek do ciastoliny, leży obok mnie.
Zabrałam go na pamiątkę.
Patrzę na niego i nie wierzę, Dzieciaku.

Ona była jak prawdziwa Gwiazdka z Nieba.
Spadła tylko na chwilę.
I wróciła do Nieba.

Prosto w ramiona stęsknionej Babci.

Czy taki był sens śmierci Mamy?
Że miała czekać tam na O.?
Sama nie wiem, co myśleć....

Wiem tylko, że tęsknię, tęsknię okrutnie.
I nigdy nie przestanę.
Moja Ciastolinowa Kumpelo.
Moja Niebieska Dziewczynko.

Gwiazdeczko cioci ukochana....

Łap buziaka, Malutka.
Wysyłam do Nieba!

niedziela, 10 września 2017

List do Mamy II

Kochana Moja,

Dawno nie pisałam, wiem.
Przepraszam.

Dużo się działo w ostatnich miesiącach.
Bycie żoną pochłonęło mnie do reszty.
Czułam też, że ruszam naprzód i bałam się
wracać tu, rozdrapywać rany.

O tym liście myślałam już dawno.

Miałam Ci opowiedzieć, co u nas.
Że jest lepiej.
Że idzie ku dobremu.
Że wyprowadziliśmy się od Taty
i mieszkamy sami z M.
Że myślimy o dziecku.
Że dziewczyny rosną.
Że u Babci w porządku.
Że do Boga mi jakoś bliżej.

Miałam Cię zapewnić, że
po tych czterech latach
odkąd odeszłaś
nareszcie stanęłam na nogi.
Że czerpię z życia co dobre.
Że jestem nawet szczęśliwa.

Miałam Ci to napisać,
ale napisać nie mogę.

Trzy dni temu, Mamuniu,
Świat znów się rozsypał.
Na milion bolesnych kawałeczków.
Nie rozumiem z tego nic.
I sił coraz mniej.

Czy Bóg o nas zapomniał?

Chyba tak.
Inaczej nie zabrałby nam maleńkiej O.
Tak okrutnie i niesprawiedliwie.
Miała tylko trzy latka i pół.
Była kochanym, dzielnym dzieciakiem.
Tyle przeszła w swoim krótkim życiu.
I gdy wydawało się, że wychodzi na prostą...
Zamknęła oczy, tak po prostu.
Nagle.
Po cichutku.
Jak Ty.

Nie poznałaś nigdy O.
Była jeszcze w brzuchu J., gdy zasnęłaś.
Ale tak bardzo cieszyła Cię wiadomość o tym,
że Będzie.

Na Ziemi się nigdy nie spotkałyście.
Ale macie siebie teraz w Niebie.
Bardzo chcę w to wierzyć,
Że jesteście Razem.
Że możecie się teraz poznać, pobawić, pogadać.
Rozkochasz się w O., zapewniam Cię.

Uwielbia ciastolinę play doh, smerfy i kolor niebieski.
Opiekuj się Nią, Mamuniu,
Bardzo Cię proszę.
Nie opuszczaj nawet na chwilę.

A my będziemy tu tęsknić.
Każdego dnia, nieprzerwanie...


Kocham Cię,
Twoja córka jedyna.

sobota, 19 listopada 2016

Jesienne tęsknoty

No więc jestem żoną, Mamuś.
Żoną!
Czasem jeszcze w to nie wierzę.

Ślub był piękny.
Cała uroczystość, a potem życzenia -
coś wyjątkowego.
Przyjechało tyle osób...
Niektórzy z daleka.

Nigdy, nigdy nie zapomnę tego dnia.

Bardzo mi Ciebie brakowało obok.
Łzy cisnęły się do oczu, serce stawało.
Ale dałam radę.
W końcu jestem Twoją córką.
Ty zawsze byłaś twarda.


A Tobie, jak się podobało?

***

Dokładnie miesiąc po naszym ślubie,
ósmego listopada
odeszła ciocia T.

Zdążyliśmy ją z M. i Babcią odwiedzić jeszcze,
kupiliśmy tort, pogadaliśmy trochę.
Cieszę się, że się udało.
I tak cholernie mi żal, że to już.
Że już jej nie ma...

No ale teraz Wy macie czas dla siebie.
Możecie usiąść przy kawie i opowiedzieć sobie
ostatnie trzy lata.
Ciocia zawsze powtarzała,
jak bardzo jej Ciebie brakuje.
No to już macie siebie
z powrotem. 

Kiedyś ja też będę miała Ciebie Mamo
z powrotem...

***

Urodziny N.
Czwarte!
Kochane, radosne dziecko.
Szkoda, że tyle Cię omija...

*** 

O. malutka ciągle walczy.
Szpital drugim domem.
Tak rzadko ją widzę.
Tak mnie serce boli z żalu...
Jeśli możesz coś zrobić, pomóc
to zrób to proszę, pomóż.

***
Żadna pora roku bez Ciebie nie jest łatwa.
Ale ta listopadowa jesień jakaś wyjątkowo
przygnębiająca.
No tęsknię.
Zwyczajnie, cholera, tęsknię.

 

środa, 5 października 2016

List do Mamy

Mamuś,

Za niecałe trzy dni mój ślub, uwierzysz?
I wszystko się sypie jak domek z kart.
O. w szpitalu.
N. coś się rozchorowała.
Pogoda fatalna.
Fryzjerka mnie wystawiła i trzeba było szukać innej.
W domu wsparcia zero.
Mój nastrój - beznadziejny.

No i Ciebie nie ma.
Przede wszystkim - Ciebie nie ma.

Co to za ślub bez Mamy popłakującej przy błogosławieństwie?
I podczas przysięgi.

Bardzo mnie boli to wszystko, Mamuś.
Smutno mi tak potwornie, że nie umiem Ci opowiedzieć.
Bo przecież, do cholery, powinnaś tu być..

Trafiłam ostatnio na filmik z chrzcin N.
Usłyszałam Twój śmiech, Twój głos.
Zatęskniłam potwornie.
I uświadomiłam sobie znów, że...
...na chrzcinach moich dzieci Ciebie nie będzie.

Nie tak miało być.

Nie tak, nie tak, nie tak...

Pomóż mi, Mamuś, proszę...
Przetrwać ten dzień...
Nie rozkleić się do reszty...
I spróbować cieszyć się choć trochę...
Choć to trudne tak...

Obiecaj, że będziesz w sobotę o 14.00 w kościele.
Że dasz mi odczuć - że Jesteś wciąż.
Obiecaj, proszę.

Kocham i tęsknię,
Twoja córka jedyna.

środa, 14 września 2016

Co to za urodziny

Kiedyś święto i radość.

Dziś pustka w sercu, pustka przy stole.
Jedno miejsce puste na zawsze.

Czwarte urodziny bez Ciebie.

Chciałabym znów skończyć 23 lata.
I mieć nadal Mamę.

***

Nie lubię swoich urodzin.
Najchętniej wymazałabym je z kalendarza...

poniedziałek, 5 września 2016

Zapach domu

Zrobiłam Twoje ciasto, Mamuś.
To na maślance, z owocami pod kruszonką.
Banalne - mówiłaś zawsze.

Udało się.

I ten zapach...
Uwielbiam go.
Cały dom pachnie...
... Tobą.


***

Za trzydzieści trzy dni będę żoną.
Tyle rzeczy nie dopiętych.
Tyle spraw, które chciałabym obgadać...
... ze swoją Mamą.

Siły, siły trzeba mi...

wtorek, 23 sierpnia 2016

Co by było gdyby...

Gdybyś była tu teraz, gdy do ślubu niecałe 50 dni...

Nie, nie chcę o tym myśleć.
Moje serce może nie wytrzymać.

***

Jestem ostatnio jak tykająca bomba, Mamuś.
Za dużo emocji, za dużo zmartwień, popsutych nerwów.

Tak mało wsparcia.
Tego najważniejszego - brak.

Przerasta mnie to...
Nie mam siły już.

Obudź mnie, Mamo, 9 października.
Już po ślubie....

Albo nie budź wcale...
Tylko zabierz do siebie....


Źle, źle mi dziś.

wtorek, 19 lipca 2016

Miałam Mamę

Miałam Mamę, która była niczym żywioł.
Każdy dzień był dla niej wyzwaniem.
Nieustraszona.
Bezwzględna czasem też. W działaniach i sądach.

Miałam Mamę, która pachniała świeżym praniem
i ciastem robionym na szybko.
Żadna zupa nie była tak dobra, żadne kanapki tak bogate,
żadne słoiki studenckie tak pełne miłości.

Miałam Mamę, która kochała życie.
Lgnęła do ludzi, lubiła się bawić.
To ona pokazała mi, że z ludźmi trzeba dobrze żyć.
Trzeba dać się lubić, po prostu.

Miałam Mamę, która zawstydzała swoją energią.
Była w ciągłym ruchu.
Cokolwiek obiecała - dotrzymała słowa.
Czasem kosztem snu, czasem kosztem bolących rąk.
Była opoką dla tych, których kochała.

Miałam Mamę, która uwielbiała bycie Mamą.
Szkolne akademie, tornistry, wycieczki.
Studia, kolokwia, obrony magisterek.
Zawsze z nami, zawsze obok, zawsze wspierająca.
Największa fanka.
Pełna dumy.

Miałam Mamę, która mi była azylem.
Która z budynku tworzyła dom, a z kilku osób rodzinę.
Dzięki niej wszystko istniało i miało sens.
Wydawała się niezniszczalna.

Miałam Mamę, której nie doceniałam.
Tyle kłótni nastoletnich.
Tyle słów niepotrzebnych, a tyle niewypowiedzianych.
Tyle uścisków niewykorzystanych.

Miałam Mamę, która była podporą moich pleców.
Mojego istnienia.
Która samym swoim byciem dodawała mi siły.
To ona zawsze we mnie wierzyła, gdy nie wierzył nikt.

Miałam Mamę, która dawała niebywałe poczucie bezpieczeństwa.
Każdy powrót do domu niczym tęcza po burzy.
Nikt nie umiał tak zadbać o ten dom, jak ona.
Ja nie umiem.

Miałam Mamę, która tak strasznie mnie czasem wkurzała.
Nie umiała przepraszać i ja nie umiem też.
Od gadania wolała działanie.
Dlatego po kłótni kupowała mi coś słodkiego
i kładła mimochodem na biurku.
Albo sama coś szykowała.
I już było dobrze, zwyczajnie dobrze.

Miałam Mamę, którą dopiero co poznawałam na nowo.
Odkrywałyśmy w sobie nawzajem dwie dorosłe kobiety.
Dwie indywidualności.
Nie tylko matkę i córkę.
Stawałyśmy się przyjaciółkami, nareszcie.

Miałam Mamę, która bywała trudna w relacjach.
Lubiła się powtarzać, gdy coś ją wnerwiło.
Miała manię sprzątania, nie znosiła lenistwa.
Bywała wprost nie do zniesienia -
- momentami.

Miałam Mamę... a potem nagle nie.
Odeszła mi bez słowa, a przecież nigdy nie brakowało jej słów.
Usnęła niczym śpiąca królewna.
Nie obudziły jej ani łzy, ani pocałunki.

Miałam Mamę, a teraz mam Anioła.
Patrzy na mnie z góry i pewnie załamuje ręce.
Wybacz Aniele tę nieporadność.
Jedno Ci obiecam - nie poddam się.
Tylko czuwaj, proszę.

wtorek, 28 czerwca 2016

Drobiazgi

Tyle rzeczy do ogarnięcia.
Mniejszych i większych.

Na przykład zaproszenia.
Kompletny zawrót głowy.

Powinnaś tu być.
Pomóc nam.

A Ciebie nie ma.
Nie ma.
Nie ma...

Wciąż.